Która duchowość jest dla mnie?

Kilka lat temu, pojechałem na swoje coroczne rekolekcje do jednego z moich współbraci, który mieszkał na obrzeżach Krakowa. Mała parafia, blisko lasu i Wisły. Pojechałem z chęcią poznania Modlitwy Jezusowej. Był to też czas, kiedy nałogowo słuchałem podcastów tynieckich Benedyktynów. Po kilku dniach prób modlenia się Modlitwą Jezusową, doszliśmy razem z tym moim współbratem do przekonania, że raczej nie jest to metoda, która mi może odpowiadać podczas tych rekolekcji. Wróciłem zatem do tradycyjnej dla mnie Medytacji Ignacjańskiej. Dlaczego o tym piszę? Czy Modlitwa Jezusowa jest czymś złym? Czy się nie sprawdza? W żadnym wypadku. Nie była po prostu odpowiednia dla mnie.

To, co bardzo lubię w Kościele, to jest wielkie bogactwo różnorodności. Niekiedy jednak owa różnorodność staje się jednak zarzewiem nieporozumień i konfliktów. Mamy wiele wspaniałych grup Odnowy w Duchu Świętym, jest Neokatechumenat, są wspólnoty akademickie, Róże Różańcowe, Oaza, Domowy Kościół i wiele innych wspólnot. Są osoby, które należą do ruchów bardziej związanych z Tradycją, a są tacy, którzy działają we wspólnotach ekumenicznych. Jedni modlą się na Różańcu, inni wolą kontemplację. Na szczęście w żaden sposób nie da się być w każdej z tych wspólnot. I bardzo dobrze. Trzeba wybrać to, co będzie bardziej pomagało mi spotkać się z Bogiem, drugim człowiekiem i z samym sobą.

Niebezpieczeństwo jest jednak obecne w zamknięciu się na innych. Czy nie słyszeliśmy zdań mówiących, że Odnowa to heretycy, Neo to jakaś zamknięta, tajemnicza grupa, Tradsi to dziwacy? Niekiedy takie właśnie głosy, jak również wiele innych pojawiają się wśród ludzi wierzących.

Dla jednych najwspanialszą formą modlitwy będzie Różaniec. Inni będą to krytykować, nazywając tę modlitwę klepaniem, odbębnianiem itp. Ale jeżeli komuś ten rodzaj modlitwy pasuje, i ta osoba widzi w niej głęboką więź z Bogiem, to dlaczego miałoby się tej modlitwy zabraniać?

Jakąkolwiek grupę, czy też duchowość,  dla siebie wybierzemy, wybór ten musi zostać poprzedzony rozeznaniem. Rozeznaje się spośród wielu różnych możliwości. Kiedy przyjmę, że każda z nich jest czymś dobrym, to będę miał wewnętrzną wolność do wyboru tego, co będzie mnie bardziej zachęcało. Dla jednych to modlitwa różańcowa, dla innych będzie to kolejny krok, czyli np. medytacja i kontemplacja.

Przydałoby się, aby temu towarzyszył ktoś, kto będzie w stanie nam pomóc w dokonaniu wyboru – jakiś duchowny, czy siostra zakonna, lub zakonnik, a może po prostu przyjaciel, który ma głowę na karku.

Czasami na rekolekcjach widać, że dla osoby, która do nas przyjechała, taki sposób modlitwy, jaki proponujemy nie jest odpowiedni. Jest to uwarunkowane różnymi przyczynami. Czy to znaczy, że jej dotychczasowa modlitwa jest zła? Niekoniecznie. Może być to okazją do odkrycia na nowo swojej modlitwy. Ale też niekiedy jest tak, że ktoś tak bardzo jest ukierunkowany na to, jak sobie założył, czy też wymyślił przeżycie 5 lub 8 dni rekolekcji, że nawet najlepsze wprowadzenia do Medytacji nie pomogą.

Wcześniej napisałem o towarzyszu duchowym. Dobry towarzysz nie będzie za nikogo decydował. Co więcej, nie powinien nikomu konkretnie wskazywać jak się ma ta osoba modlić. Jego zadaniem jest towarzyszenie a nie życie za kogoś. Może pewne rzeczy proponować i podpowiadać. Słuchając tego, co mówi dana osoba, może powiedzieć, jak widzi sprawę jego lub jej modlitwy, i będzie zachęcał do tego, aby być może czegoś nowego spróbować. Dlaczego? Bo będzie czuł, że jest w drugiej osobie chęć do pójścia dalej w życiu duchowym.

Comments

  1. Sylvek91

    Dość interesujący tekst, potrafię odnieść go do swojego życia. Pod koniec gimnazjum zostałem zaproszony na spotkanie Odnowy w Duchu Świetym. Widok ludzi modlących się na głos za innych obecnych zgomadzonych skłonił mnie do ewakuacji. Nie byłem wtedy „gotowy” na takie wrażenia. W szkole średniej wziąłem udział w pierwszym stopniu ignacjańskich rekolekcji w milczeniu, które w tamtym momencie były dla mnie czymś niespotykanym wcześniej. Kilka lat później już na początku studiów, ponownie odnowiłem pierwszy stopień, ale bardziej próbowałem powrócić do wcześniejszych emocji/odczuć, ale wola Boża okazała się inna. Teraz, aby trzymać się w ryzach, staram się codziennie uciekać do różańca. Tak naprawdę, poznałem go prawdziwie raptem pięć lat temu, bo wcześniej wywoływał u mnie raczej uśmiech na twarzy. O ile będąc w domu, mam możliwość uczestniczyć w życiu Kościoła, to w trakcie pracy ma morzu „przerzucanie paciorków” jest jednym z fundamentów mojej modlitwy i próby zachowania życiowej dyscypliny. Koniec końców, tak jak zostało podkreślone w tekście uważam, że na różnych etapach naszej drogi otrzymujemy inne narzędzia do lepszego rozeznania swojego powołania i trwania w żywej relacji z Panem Bogiem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *