Jak ojciec z synem

Minęło kilka dni od powrotu z mojego wyjazdu do Zakopanego.
W tym roku wyjazd z młodymi był nietypowy, bowiem postanowiliśmy zrobić coś nowego – wprowadzić nową formę wspólnego wypoczynku.

Tym razem naszym górskim wędrówkom towarzyszyli ojcowie.
W ramach  corocznego wypadu z młodymi, mieliśmy coś, co roboczo nazwaliśmy wyjazdem ojca z synem. Okazało się, że był to wyjazd bardzo owocny i potrzebny.

Przez prawie tydzień gościliśmy u zakopiańskich jezuitów na Górce – miejscu bardzo ważnym dla zakopiańczyków, ze względu na obecność obrazu Matki Bożej Nieustającej Pomocy oraz ślubowań abstynenckich.

Było nas prawie 20 osób. Młodzi, to przede wszystkim ministranci z Sankuarium Św. Andrzeja Boboli w Warszawie – chłopcy z pod stawówki.

Pierwszego dnia po przyjeździe, od razu udaliśmy się na szlak, mający pomóc w rozeznaniu formy uczestników. Miało być w miarę lekko, a wyszło jak zawsze… Na począktu weszliśmy na Nosal (tym stromym podejściem), potem zeszliśmy do niebieskiego szlaku, który poprowadził nas do Przełęczy Między Kopami. Część udała się do schroniska, pozostali natomiast żółtym szlakiem zeszli do Kuźnic. Przeszliśmy wtedy sporo kilometrów, było wiele trudu (zwłaszcza dla Jarka, który swojego najmłodszego syna niósł na plecach). Wszystko to było rekompensowane przez bardzo piękne widoki na trasie.

W kolejnych dniach zdobywaliśmy tatrzańskie jaskinie: Raptawicką i Mylną, odpoczywaliśmy na termach chochołowskich, wspinaliśmy się do jaskini Wąwozie Kraków, mieliśmy też nocleg w schronisku na Polanie Chochołowskiej i małą wieczorowo-nocną wyprawę po dolinie.

Każdego dnia, w kaplicy domu rekolekcyjnego na Górce mieliśmy Mszę Świętą, podczas której modliliśmy się za siebie nawzajem: ojcowie za synów i synowie za ojców (a ja za ich wszystkich). Widać było, jak młodzi i rodzice z powagą podchodzą do modlitwy i Eucharystii. Mieliśmy też czas na adorację Najświętszego Sakramentu. Mieliśmy naprawdę dużo czasu na spotkanie z najważniejszym Synem i najważniejszym Ojcem.

Co mi dał ten wyjazd? Przede wszystkim doświadczenie przebywania z niesamowitymi ludźmi – ojcami, którzy całą swoją uwagę skierowali na swoich synów. Z drugiej strony byli wyczuleni na potrzeby innych. Naprawdę stanowiliśmy wtedy jedną zgraną drużynę. Każdy pilnował każdego, każdy o każdego dbał.

Ta troska była widoczna i bardzo odczuwalna. Ojcowie, którzy pomagali swoim młodym synom zdobywać kolejne metry. Chłopcy natomiast, pełni energii od czasu do czasu zatrzymywali się, aby poczekać na starszych. To było coś fajnego i dobrego.

Przede wszystkim wyjazd ten był momentem pięknego bycia razem: ojca i syna i nas wszystkich z Bogiem Ojcem.

Poniżej zostawiam namiary na dwa miejsca, w których spaliśmy w tym czasie:

  1. Niezwykle gościnny dom jezuitów na Górce: https://gorka.jezuici.pl/
  2. Strona schroniska w Dolinie Chochołowskiej: https://chocholowska.com/

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przejdź do paska narzędzi