Dzieci i współcześni Herodowie

(Mt 2,13-18)
Gdy Mędrcy odjechali, oto anioł Pański ukazał się Józefowi we śnie i rzekł: „Wstań, weź Dziecię i Jego Matkę i uchodź do Egiptu; pozostań tam, aż ci powiem; bo Herod będzie szukał Dziecięcia, aby Je zgładzić”. On wstał, wziął w nocy Dziecię i Jego Matkę i udał się do Egiptu; tam pozostał aż do śmierci Heroda. Tak miało się spełnić słowo, które Pan powiedział przez Proroka: „Z Egiptu wezwałem Syna mego”. Wtedy Herod widząc, że go Mędrcy zawiedli, wpadł w straszny gniew. Posłał oprawców do Betlejem i całej okolicy i kazał pozabijać wszystkich chłopców w wieku do lat dwóch, stosownie do czasu, o którym się dowiedział od Mędrców. Wtedy spełniły się słowa proroka Jeremiasza: „Krzyk usłyszano w Rama, płacz i jęk wielki. Rachel opłakuje swe dzieci i nie chce utulić się w żalu, bo ich już nie ma”.

Nie daje mi ten tekst spokoju. Jeden człowiek, w przypływie chorej obsesji, zazdrości, czy furii pozbawił życia wielu młodych. XX wiek niestety pełen był takich wariatów.

A dzisiaj jest jak? Zawsze dzieci najwięcej obrywają. Przy każdym konflikcie zbrojnym one tracą najbardziej. Jest pokolenie kilkuletnich dzieci, które np. będąc syryjczykami nie zna tego czym jest pokój, bo urodziło się w trakcie wojny i wraz z rodzicami musiało uciekać, a gdy wracają, muszą razem z nimi walczyć o swoje (patrz: artykuł TP). U nas nie lepiej? Ilu młodych żyje na granicy, albo poniżej granicy ubóstwa? Ilu dzieci jest przez dorosłych wykorzystywanych i niszczonych? Ile dzieci nie dożywa nawet swojego narodzenia? Ile dzieci nie ma normalnego dzieciństwa, bo dorośli pakują w nie swoje ambicje, nie słuchając ich głosu? Oczywiście pojawią się pytania o ludzi Kościoła, którzy krzywdzili. I słusznie – trzeba się pytać i wskazywać winnych. Wszędzie. Nie bądźmy Herodami XXI wieku, tylko tymi, którzy na serio zatroszczą się o najmniejszych i najbardziej bezbronnych. Dzieci obrywają też w konfliktach rodzinnych, rozwodach… Rodzice tego być może nie chcą widzieć. Kiedyś jedno z dzieci, które było z nami na wakacyjnych koloniach co noc nie mogło z płaczu zasnąć, bo przypominało mu się to, że rodzice się rozwodzą. I zawsze, ilekroć z tym dzieckiem rozmawialiśmy, t pytało się, czy to jego wina.

Rozejrzyj się. Może w Twoim sąsiedztwie jest dziecko, które potrzebuje pomocy, ale boi się o nią poprosić. Może jest uboga rodzina, która wymaga wsparcia. Może jest małżeństwo, które jest na skraju przepaści i potrzebuje pomocy, aby znowu być razem. Niech ten czas jeszcze świąteczny poruszy nasze serca, aby w końcu żadne dziecko na świecie nie musiało cierpieć.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *